24.1.16
Drobne przyjemności.
Każdy z nas ma swoją własną, odmienną interpretację słowa "przyjemność" - jednak każdy kojarzy to słowo z czymś pozytywnym, dobrze wpływającym na samopoczucie. Czy minimalista ma prawo do regularnych dawek przyjemności?? Czy raczej powinien skoncentrować się na ascezie?
...
Minimalizm to jednak nie to samo co asceza i umartwianie, więc jak najbardziej warto inwestować w dostarczanie sobie wszelkich powodów do polepszania nastroju. Ja uwielbiam korzystać z drobnych przyjemności. A czym są dla mnie te właśnie drobnostki? Na przykład może to być delektowanie się smakiem kawy, albo czystka. Świetnym sposobem na dawkę przyjemności która mnie cieszy może być nauka nowej umiejętności (właśnie wracam do grania na gitarze, to niezwykle odprężające zajęcie!), albo poprawianie swoich sportowych osiągnięć (w 2016 roku planuję pobić swój rekord kilometrów pokonanych na rowerze, trzymajcie kciuki!). Miłym doznaniem jest też dla mnie słuchanie muzyki (co właśnie robię, pisząc tego posta). Sprzątanie, a raczej jego efekty, też wpisuję do drobnych poprawiaczy nastroju :)
Proponuję zrobić sobie w życiu ćwiczenie - wybrać jeden dzień w tygodniu (np. niedzielę) w którym zauważamy i doceniamy każdą drobną przyjemność. To docenianie pozwoli nam bardziej świadomie korzystać z dobrodziejstw jakimi się otaczamy i które mocno ułatwiają nam życie.
Zachęcam do sprawiania sobie drobnych przyjemności, to naprawdę nie koliduje z minimalizmem! :)
Brak komentarzy: