11.4.22
Wywiad z minimalistą: Gabi z Chociażby.pl
W dzisiejszym wywiadzie poznacie Gabi, autorkę bloga Chociazby.pl
- Cześć Gabi, niedawno wydałaś ebooka “Minimalizm w szafie. Kupuj mniej, wyglądaj lepiej” - gratulacje! Napisz w skrócie czego czytelnicy mogą się w niej spodziewać :)
Cześć, dziękuję za gratulacje! Mój e-book skupia się na uleczeniu relacji z ubraniami, która w dzisiejszych czasach bywa toksyczna. Wmawia nam się, że stale potrzebujemy ich więcej, by w końcu móc poczuć się w pełni dobrze ze swoim wizerunkiem. Często głęboko w to wierzymy. Gromadzimy ubrania, marząc o garderobie jak z filmu, która kojarzy się z dobrym stylem, luksusem, życiem człowieka sukcesu – szczególnie w przypadku pokolenia kobiet wychowanych na Seksie w wielkim mieście.
Polujemy na wyprzedażach, szczycimy się zakupami za bezcen, wypełniając szafę po brzegi. Kupujemy okazyjnie, impulsywnie, emocjonalnie. Nie ma w tym refleksji ani strategii. Często brakuje nas. Gubimy swoje osobiste poczucie estetyki, nie wiemy jacy chcemy być, jak chcemy wyglądać i czuć się w swoich ubraniach. Aż dochodzi do absurdu, gdy nie mamy co na siebie włożyć, stojąc przed szafą pełną ubrań. I co wtedy robimy? Wybieramy się na zakupy! I tak w kółko…
W moim e-booku rozpracowuję ten problem na części pierwsze i staram się wyeliminować jego przyczyny. Sama przez lata miałam gigantyczny problem z szafą i histerie przed wyjściem były dla mnie codziennością. Minimalizm pozwolił mi to na dobre wyeliminować. Gdy odczułam na sobie, jak bardzo podniósł się komfort mojej codzienności, zasobność portfela i jak bardzo rozwinęło się moje poczucie estetyki – zrozumiałam, że muszę się tym podejściem podzielić! Tym bardziej, że opowiadając o moich przemyśleniach w podcaście, szybko zrozumiałam, że problem jest niezwykle powszechny, bo wiadomości od słuchaczy najczęściej dotyczyły właśnie tej tematyki. To skłoniło mnie do stworzenia e-booka, którego sama kiedyś bardzo chciałabym przeczytać.
- Prowadzisz podcast, w którym mówisz o minimalizmie i rozwoju. Świetnie się Ciebie słucha! Powiedz, czy przygotowujesz się specjalnie do nagrywania każdego z odcinków? Czy raczej słowa płyną prosto z głowy? Pytam, bo mówisz bardzo swobodnie :)
Bardzo mi miło, dziękuję! Zwykle przygotowuję sobie listę kilku punktów, które chcę poruszyć w danym odcinku. Przy bardziej rozbudowanych tematach notatka zmienia się w mapę myśli. Jednak największy udział w moich przygotowaniach ma… myślenie! Nagrywam zwykle w weekend, więc staram się wtedy wstać wcześnie rano i zagospodarować sobie co najmniej 2 godziny na przemyślenia, gdy drugi domownik jeszcze śpi.
O czym chcę dziś opowiedzieć? Co ma być esencją odcinka, którą chciałabym zostawić w umyśle słuchacza? Co ostatnio mnie zaintrygowało, zaangażowało w tematach, o których opowiadam? Mam o tyle łatwiej, że ja totalnie żyję tematyką, którą poruszam w podcaście. Rozwój, minimalizm, dbanie o siebie w holistyczny sposób – to wszystko na maksa mnie dotyczy i wokół tego kręci się moja codzienność. Mogę więc szukać inspiracji absolutnie wszędzie.
Mam też plik w telefonie, gdzie wrzucam luźne przemyślenia, które wpadają mi do głowy w ciągu tygodnia. Podcasterzy często wspominają o swojej liście pomysłów na następne 50 odcinków – ja kompletnie tego nie stosuję! Oczywiście są rzeczy, o których na pewno chcę jeszcze wspomnieć, ale to codzienność skłania mnie do nagrywania kolejnych odcinków. Nigdy nie zmuszam się do poruszenia danego tematu – mówię o tym, co naprawdę aktualnie mnie angażuje i porusza, dlatego mogę pozwolić sobie na minimum formalnych przygotowań i swobodne opowieści. Bo po prostu chcę teraz o tym pogadać :)
Mam na koncie kilka odcinków, które nagrałam na siłę (bo temat sensowny, interesuje innych) – i totalnie nie jestem z nich dumna. Nawet jeśli byłam dobrze przygotowana, to brak mojej ekscytacji wobec tematu jest wyczuwalny na kilometr. Nie popełniam już tego błędu i słucham tego, do czego aktualnie bije moje serce i o czym naprawdę mam ochotę mówić. To wiele ułatwia!
- Co Twoim zdaniem jest najtrudniejsze podczas wdrażania minimalizmu do życia? Czy pokonywanie trudności u Ciebie przyszło w etapach, czy błyskawiczną zmianą stylu?
Najtrudniejsze zdecydowanie jest przerywanie pępowiny z rzeczami, które kupiliśmy – czyli wyrzucanie*! Jasne, że bywa satysfakcjonujące i jest kluczowe przy minimalizowaniu swojego dobytku, ale nie należy do łatwych zadań. Nikt o zdrowych zmysłach nie pozbędzie się bez żalu czegoś, na co musiał ciężko pracować i wydać swoje pieniądze. To zawsze boli. Jeśli jednak wierzymy w sens tego przedsięwzięcia, to na tym żalu i poczuciu marnotrawstwa możemy zbudować nowe zasady obchodzenia się z zakupami, swoją przestrzenią i pieniędzmi, by nigdy więcej nie doprowadzić do takiego stanu. Takie gwałtowne oderwanie plastra często okazuje się najlepszą lekcją.
Sama w minimalizm wskoczyłam nagle, od razu na głęboką wodę. Po przeczytaniu Magii Sprzątania Marie Kondo moje mieszkanie przeszło niewyobrażalną metamorfozę. Do tamtej pory byłam chomikiem i straszliwą bałaganiarą – gromadziłam przedmioty i nie potrafiłam niczego wyrzucić. Cały proces odgracania trwał tydzień i miał miejsce 4 lata temu. Od tamtej pory do mojego domu na dobre zawitał minimalizm i nigdy nie miałam ochoty tego zmienić. Obecnie bliżej mi do pedantki niż bałaganiary, utrzymanie porządku jest dla mnie pestką, a świadome kupowanie normą. Do dziś starzy znajomi nie mogą się nadziwić, jak bardzo człowiek może się zmienić :)
Jednak jeśli chodzi o ubrania, problem dłużej się za mną ciągnął. Wynikał z błędnych przekonań, które szeroko opisuję w moim e-booku. Wydawało mi się, że to w dużej ilości ubrań leży styl, że tam go znajdę i tego właśnie potrzebuję. Rozpracowanie tego problemu zajęło mi około 2 lata – na początku były to stopniowe zmiany, aż doszłam do generalnej selekcji, którą opisuję w e-booku, a która to odmieniła moją szafę na dobre.
*Oczywiście pisząc wyrzucać, mam na myśli pozbywanie się w różny sposób. Śmietnik jest ostatecznością.
- A co z kolei sprawiło Ci przyjemność, gdy zaczęłaś stosować tę filozofię?
Najpiękniejsze w minimalizmie okazało się dla mnie poczucie ważności i samostanowienia o swoim życiu.
Ważność odnalazłam w tym, by otaczać się przedmiotami, które są najwspanialszymi egzemplarzami danej kategorii. Okazało się, że stać mnie na najpiękniejszy kubek czy kaszmirowy szalik, gdy nie kupuję dziesięciu byle jakich. Przestałam na sobie oszczędzać, szukać promocji, taniości, okazji. Jeśli czegoś potrzebuję, kupuję spełnienie swoich estetycznych i pragmatycznych marzeń.
Często też powołuję się na metaforę gościa, gdy opisuję swój minimalizm. Bo gdy zapraszamy kogoś do siebie, szczególnie w Polsce, częstujemy go najlepszym ciastem na najpiękniejszej zastawie, wyjmujemy śnieżnobiały obrus i dekorujemy dom świeżymi kwiatami… A sobie zostawiamy uszczerbiony kubek i szkoda nam nawet zakładać obrus, bo przecież możemy go ubrudzić. Po domu zakładamy dziurawą koszulkę, w której nie chcielibyśmy pokazać się nawet kurierowi. W końcu nikt ważny ma nas dziś nie zobaczyć, nie? I nawet przez myśl nam nie przejdzie, że to znaczy nie mniej, nie więcej, niż to, że sami dla siebie nie jesteśmy nikim ważnym. Minimalizm sprawił, że stałam się dla siebie najznamienitszym gościem w swoim własnym domu. To maksymalnie zmieniło komfort mojego życia.
Z kolei poczucie stanowienia o swojej codzienności było niespodziewanym odkryciem. W końcu zaczęło się tylko od przedmiotów! A jednak, gdy uwolniłam się od zagracenia, które wywoływało we mnie poczucie, że jestem wypadkową okoliczności (bo ktoś mi to dał, już to mam, więc muszę to trzymać i musi to być częścią mojej codzienności), przełożyło się to w gigantycznym stopniu na moje życie. Dało mi poczucie sprawczości. Bo to ja decyduję, co jest w moim życiu – łącznie z relacjami, drogą zawodową, codziennymi aktywnościami, nawykami i celami.
Ludzi często zaskakuje, gdy mówię o tym wszystkim w kontekście minimalizmu. Spodziewają się odpowiedzi: „Bardziej skupiam się na tym co ważne w życiu, nie mam problemu z ubieraniem się i bałaganem, no i mam więcej pieniędzy”. To wszystko prawda, ale w zaawansowanym minimalizmie nabiera dużo większej głębi.
- Gdzie znajdujesz minimalistyczne inspiracje?
Na początku mojej minimalistycznej drogi czytałam wszystkie dostępne książki na ten temat. Chłonęłam też blogi, filmy na YouTube w tej tematyce, artykuły, podcasty. Przesiadywałam na facebookowych grupach dotyczących minimalizmu. Nawet po kilkanaście razy studiowałam te same treści, bo tak bardzo chciałam otaczać się tym tematem zewsząd.
Jednak po jakimś czasie, gdy wypracowałam swoje własne, indywidualne podejście do minimalizmu, właściwie przestałam sięgać po tę tematykę u innych. Wydaje mi się, że dochodzi w pewnym momencie do dojrzałości minimalistycznej, w której pytania „Czy minimalista może…?” i konkurowanie ze sobą ilością rzeczy, stają się już niezrozumiałe i niepotrzebne. Większość treści minimalistycznych dotyczy początków w minimalizmie, a te mówiące o zaawansowanym często dotykają ascetyzmu, który mnie nie interesuje.
Myślę, że większość osób dojdzie do takiego momentu na swojej minimalistycznej drodze, jeśli będą szukać na niej siebie. Nie zamykam się na inne spojrzenia, bardzo chętnie dyskutuję na temat minimalizmu, ale nie szukam już inspiracji u innych.
- Jak myślisz, czy da się osiągnąć “minimalistyczną nirwanę” - rozumiem to jako stan, w którym nie da się już nic ulepszyć i poprawić w swoim życiu i stajemy się wtedy ostoją spokoju i poukładania ;)
Myślę, że przychodzi moment, w którym nie masz ochoty już nic minimalizować, bo masz tyle, ile trzeba. Oczywiście istnieje odłam minimalistów, którzy nieustannie będą dążyć do zmniejszenia swojego dobytku. Ja jednak się do nich nie zaliczam, bo od zawsze optymalizuję stan swojego posiadania tak, by stanowił nie minimum do przetrwania, ale minimum do szczęścia, komfortu, przyjemności z życia. Niektórzy odnajdują to w radości z nieposiadania, ale nie utożsamiam się z tym podejściem, choć jest dla mnie imponujące.
Dziś bardzo rzadko się czegoś pozbywam, bo świadomie dokonuję każdego zakupu. Nie muszę przeglądać szuflad i regularnie przeprowadzać selekcji. To już za mną. Jednak rzecz jasna minimalizm nie zatrzymuje się na przedmiotach. Jest widoczny w każdym aspekcie mojego życia, przekłada się na mój rozwój, podejście do świata i siebie, więc stale ewoluuje. Staje się nie tylko minimalizmem, ale też rodzajem esencjalizmu, mogąc wciąż się ulepszać i aktualizować, nigdy nie mając dosyć :)
Bardzo ciekawy wywiad. Miło jest poczytać bloga osoby, która ma coś mądrego do przekazania.
OdpowiedzUsuńDzięki Igor za dobre słowo!
UsuńŚwietny wywiad. Czekam na kolejne tego typu wpisy.
OdpowiedzUsuńDzięki! Mogę powiedzieć, że kolejny już się szykuje :)
UsuńTen wpis jest bardzo interesujący
OdpowiedzUsuńUwielbiam Gabi <3 Tu do Szczęśliwego Minimalisty trafiłam dziś po raz pierwszy i z pewnością zostanę na dłużej!
OdpowiedzUsuń